Przypadkowo na Interii (konkretnie TUTAJ) natknąłem się na fajny artykuł psycholog K. Miller. Podpisuję się pod nim wszystkimi swoimi czterema kopytami. Z perspektywy czasu – nie żałuję chyba ŻADNEGO ze swoich czynów, tak i jak nie żałuję odejścia z mojego życia swoich pseudoprzyjaciół, którzy sprawiali wrażenie, jakby byli przy mnie tylko ze względu na istnienie jeszcze kogoś innego – naszego wspólnego przyjaciela, kogoś, kogo kochałem. Jak widać, gdy tego wspólnego elementu zabrakło, przyjaciele odeszli. Ale – zgodnie z zasadą, że przyroda nie znosi pustki, w miejsce pękniętego ogniwa zostało wstawione nowe, być może nawet lepsze. Szwedzka rekordzistka podmieniła ogniwo już następnego dnia.
Oczywiście – rozumiem, ze rzeczą niemalże normalną jest, ze przyjaciele znający się od kilkunastu lat będą przedkładać swą wzajemną przyjaźń nad przyjaźń nową, kilkuletnia. Jednak jak do tej pory, jedynym wytłumaczeniem dla mnie jest po prostu to, że nie byli oni moimi przyjaciółmi. Być może ja także nie byłem ich przyjacielem. Czemu? Bo instynktownie czułem ich intencje.
Prawdziwy przyjaciel nigdy nie przeszedłby do porządku dziennego nad tym wszystkim, co się stało. Prawdziwy przyjaciel nigdy nie położyłby po sobie uszu, nie śmiąc powiedzieć chociaż jakiegokolwiek słowa potępienia.
Co lepsze fragmenty wspomnianego artykułu pozwolę sobie opublikować na moim blogu:
Na początek najważniejsza decyzja: czy na pewno to z tym mężczyzną chcemy dalej być. Jeśli tak – jak w przypadku autorki tego listu – trzeba się skupić na tym, żeby naprawić to, co się stało. W żadnym wypadku nie należy o zdradzie “zapomnieć” w sensie udawać, że nic się nie działo. Ale nie można pozwolić, by zatruła nam życie. To długa i żmudna praca. Bo zdrada jest przede wszystkim objawem choroby związku.
Poza przypadkami pojedynczych skoków w bok, rozładowujących seksualne napięcie, niemal nigdy się nie zdarza, gdy jest prawdziwa bliskość, a dwoje ludzi naprawdę się kocha i oboje są zadowoleni z życia seksualnego. Zdrada obnaża fakt, że komuś czegoś brakowało, jakieś potrzeby nie były spełnione. Trzeba się z tym skonfrontować. Ta sytuacja może przed nami otworzyć drogę do pełniejszego, bardziej satysfakcjonującego obie strony związku. To jednak wymaga od obojga partnerów dojrzałości i zaangażowania. Zdradzona kobieta może powoli przestać się koncentrować na swoim bólu, wyjść z roli ofiary, wziąć odpowiedzialność za to, co się stało.
Co to w ogóle znaczy wybaczyć? Wiele kobiet myśli: zapomnieć, żeby wszystko było jak dawniej. To pułapka. Nic już nie będzie tak samo. Wybaczyć to znaczy pogodzić się z tym, co się stało, w jakim miejscu teraz jesteśmy, otworzyć się na nową sytuację. By to w ogóle było możliwe, musi nastąpić tak zwane wyrównanie. Z punktu widzenia psychologa związek to ścisła matematyka: rachunek ma się zgadzać. Każda krzywda musi zostać w jakiś sposób odpracowana. Kobieta powinna więc tego zażądać, postawić jasno sprawę: zraniłeś mnie, to boli, jeśli chcesz do mnie wrócić, musisz wynagrodzić to, co mi zrobiłeś.
Kobiety często boją się pokazać, że zostały zranione, uważają, że je to upokarza. Nic podobnego. Jeśli kobieta naprawdę kocha, ma prawo reagować spontanicznie. Niech ufa swojemu ciału i sercu. Niech płacze, krzyczy, tupie, trzaśnie drzwiami, wyrzuci go z łóżka, wystawi za drzwi w piżamie, niech mu powie, że nigdy więcej nie da mu się dotknąć. Ma prawo wyszaleć ten ból – jeśli w jakiś sposób tego nie zrobi, on w niej zostanie. Jeśli nie chce płakać przy nim, niech zrobi to w samotności. Proszę to potraktować jak najbardziej serio. Jeśli nie chcemy, by cierpienie, żal i poczucie krzywdy wlokły się za nami, trzeba je z siebie wyrzucić. Furia zdradzonej kobiety jest absolutnie uprawniona i zdrowa. Mamy do tego prawo – oddałyśmy się mężczyźnie, ufałyśmy mu. Oczywiście są kobiety, które nie potrafią tego zrobić, bo kultura nas do takich aktów zniechęca. Powinny wtedy chociaż napisać list, w którym wszystko mu wygarną, nawet wyzwą od najgorszych. Powiedzą, co czują, co on im zrobił, jak je skrzywdził. To trzeba zrobić, niezależnie czy zamierzamy z tym mężczyzną zostać, czy nie. Bo to oczyszcza, pozwala iść dalej.