No wreszcie w domu. Wróciłem wczoraj… W zeszłą niedzielę, 13 grudnia 2009 sytuacja ze mną stała się już dość dramatyczna, David zabrał mnie na oddział emergency norwich’owskiego szpitala. Tym razem zostałem zatrzymany na prawie tydzień czasu. W sumie cała historia miała swoich kilka śmiesznych momentów, które chciałbym opisać, po prostu dla ich uwiecznienia 🙂
Jak już pisałem, zostałem zatrzymany w niedzielę w nocy, miałem ze sobą list potwierdzający, że jestem szczęśliwym posiadaczem kamienia nerkowego sztuk raz, któremu zachciało się rozpocząć wędrówkę poprzez przewód moczowy. Niestety 12mm kamień jest zbyt duży aby się przez niego przepchnąć, więc najzwyczajniej w świecie moczowód zaczął mi pękać, doszło do jego rozszczelnienia a wszystkiemu towarzyszył ból tak potworny, że nie do końca wiedziałem jak się nazywam.
Dostałem środki przeciwbólowe i zasnąłem. Rano odwiedził mnie urolog, który jak się za chwilę okazało miał mnie operować.
Pan doktor stwierdził, że z całą pewnością wymagam operacji, jednak problem polega na tym, że on operuje tylko w środy, a środę ma tak zawaloną operacjami, że po prostu nie da rady wykonać tej operacji dla mnie. Doszedł jednak do wniosku, że na chwilę mnie uśpi, wepchnie ten kamień do nerki, wstawi jakąś blokadę, aby ponownie nie cofnął się do moczowodu i wypuści mnie do domu, a właściwa operacja zostanie przeprowadzona, jak będą mieli czas.
Powiedziałem że ok, bo w sumie co miałem powiedzieć. Jednak zacząłem się zastanawiać nad sensem tego wszystkiego, bo procedura zaproponowana przez lekarza-chirurga potrwałaby około 10 minut, podczas gdy właściwa operacja około… 15 minut 🙂
Chyba sam lekarz doszedł do wniosku że to jest całkiem bez sensu, bo pokazał się po kolejnej godzinie zjawił się ponownie i powiedział, że zadecydował się załatwić sprawę od razu.
Środa nadeszła szybko, około 10 rano zawieźli mnie na salę operacyjną, podłączyli weflon dali maskę, a lekarz spytał się, co ja wogóle robię w Anglii. Chyba nie chciało mu się słuchać odpowiedzi, bo pytanie zadał prawdopodobnie w odpowiednim momencie, aby przekonać się, że nie jestem już w stanie na nie odpowiedzieć. I faktycznie, pytanie zostało zadane, wszystko było w porządku, nic dziwnego nie czułem, otworzyłem buzię aby odpowiedzieć i… obudziłem się już po operacji. Narkoza musiała zadziałać w jednym momencie.
Obudziłem się, lub zostałem wybudzony po około godzinie. Pilnującego mnie anestezjologa zapytałem tylko, czy wszystko poszło ok, powiedział, że tak i zostałem odwieziony z powrotem do sali chorych. Dowiedziałem się tylko jeszcze, że kamień zgodnie z planem rozbity został laserem i że moczowód był poważnie zniszczony i wstawili mi rurkę, która będzie za około 10…15 dni usunięta. Stwierdziłem, że jestem śpiący i poszedłem spać.
Obudziłem się po kilku godzinach w bardzo dobrym samopoczuciu i generalnie czułem, że mogę przenosić góry. To była środa wieczór. Niestety krew która zgromadziła się w pęcherzu zablokowała mi wszystko i musieli założyć mi cewnik. To nie było przyjemne.
W czwartek rano obudziłem się już z dość dużym bólem. Lekarz, który mnie operował, przyszedł mnie odwiedzić i spytać, jak się czuję, po mojej odpowiedzi uśmiechnął się i powiedział, że moje wczorajsze dobre samopoczucie i brak bólu to nic innego jak morfina, którą mi podali podczas operacji 🙂
Piątek – ciągle krwawię. Ten kraj załatwi się kiedyś na cacy sam, bez pomocy żadnych terrorystów. Anglicy nie potrafią ze sobą współpracować. Zacząłem tracić sporo krwi, lekarz to tylko oglądał, dziwił się, ale mówił, że pewnie tak musi być.
Dłubiąc w nosie i wyciągając z niego zakrwawiony palec uzmysłowiłem sobie, że w pierwszy dzień pielęgniarka powiedziała mi, że pacjęci których pobyt w szpitalu przewiduje się na dłuższy okres czasu, w celu zapobiegania powstawaniu zakrzepów krwi z powodu długiego leżenia w łóżku, dostają codziennie zastrzyki rozrzedzające krew. W tym momencie stało się dla mnie jasne dlaczego organizm nie umie powstrzymać krwawienia. Lekarz tylko złapał się za głowę i kazał mi już nie podawać tych zastrzyków.
W piątek rano wyjęli mi ten cholerny cewnik a pod wieczór puścili do domu.
Czuję się jeszcze bardzo źle, ból po operacji jest naprawdę duży, ale przynajmniej jest jakiś inny niż przedtem i pisząc ten tekst w sobotę, czuję się trochę lepiej.
Poznałem kilku fajnych ludzi, w tym 97 letniego Freda który był praktycznie kompletnie głuchy, ale ani wiek, ani głuchota nie przeszkadzały mu w posiadaniu dobrego humoru, na własne oczy zobaczyłem także, jak potwornie ciężka, zwłaszcza psychicznie, jest praca pielęgniarki, przeważnie młodziutkich dzwudziestokilkuletnich dziewczyn, które nie tylko musiały myć ludzi, którzy po prostu robili pod siebie, ale także spotykały się z ludzkim cierpieniem a czasami i śmiercią…
W szpitalu pracuje także wielu lekarzy z Indii, niestety z tak potwornym angielskim, że sami Anglicy mimo najlepszych chęci nie byli ich w stanie zrozumieć. Ale, widocznie jakoś to się kręci. Jak – to widać 🙂
Cóż, za kilka dni kolejna operacja, tym razem wyjęcie rurki 🙂