Czy Słońce w 2012 roku wybuchnie?
Czy w 2012 wieku czeka nas apokalipsa?
Czy Słońce w 2012 zniszczy Ziemię?
Czy Słońce w 2012 zniszczy satelity?
Czy Słońce w 2012 roku zniszczy sieć energetyczną?
Ot takie właśnie plotki rozsiewają w sieci głupcy ludzie, a tacy sami wierzą im na słowo i przekazują dalej. O apokalipsie, jaka ma nastąpić w 2012 roku nie da się nie słyszeć. Nie jestem ekspertem z dziedziny Słońca, jednak pod tym, jak wpadłem na wspaniałą książkę pod tytułem “Słońce” autorstwa David’a Whitehouse, postanowiłem napisać krótki artykuł wyjaśniający co stanie się w 2012 roku. Po prostu robię to dla własnej satysfakcji oraz wiedzy tych kilku osób, które to przeczytają.
Oczywiście wszystkie apokaliptyczno-katastroficzne pierdoklety książka ta, oraz kilka artykułów z sieci każe włożyć między bajki. Jednakże, zgodnie z powiedzeniem “nie ma dymu bez ognia” coś na rzeczy jednak jest…
Ale po kolei. Na początku był chaos, a później, w XIX wieku angielski fizyk Michael Faraday odkrył, że gdy poruszymy magnesem w pobliżu przewodu elektrycznego, wywołamy w nim przepływ prądu. Indukcja magnetyczna znalazła zastosowanie w pierwszych prądnicach i silnikach elektrycznych.
Także w połowie XIX wieku, pewnemu panu ze Szwajcarii, Rudolfowi Wolfowi, zachciało się liczyć i prognozować liczbę plam na Słońcu. Odkryto niedługo później, że Słońce zmienia swoją aktywność raz na 11 lat, a aktywność ta przekłada się na liczbę plam na naszej rodzimej gwieździe. W nagrodę za to odkrycie, liczbę plam słonecznych określa się tzw. liczbą Wolfa.
Kolejne maksimum cyklu słonecznego ma nastąpić w grudniu 2012. Dlatego zwolennicy teorii spiskowych podają datę 12.12.12 jako ostateczny koniec świata. Cóż, każdemu wolno być prorokiem. Tak czy siak, będzie to już 24. cykl słoneczny, odkąd zaczęto je obserwować. Wylicza się, że w maksimum tego cyklu około 2.5% tarczy Słońca pokryje się plamami, podczas gdy w okresach spoza słonecznego szczytu tych plam często nie ma w ogóle. Burze magnetyczne będą nawet dwukrotnie silniejsze niż podczas innych maksimów aktywności.
Z całą pewnością należy stwierdzić, że pole magnetyczne Ziemi ochroni nas, jako organizmy żywe, bez żadnego problem przez niezwykle wzmożonym wiatrem słonecznym, niosącym zabójcze cząstki. Jednak pewien problem pozostaje – jest nim nasza technologia.
Przewiduje się, że część satelitów telekomunikacyjnych Ziemi może zostać uszkodzona uderzeniem wysokoenergetycznych cząstek. Z całą pewnością spora część z nich doświadczy jeśli nie uszkodzenia, to chwilowych zakłóceń w działaniu wewnętrznej aparatury oraz łączności z Ziemią. Także osoby przebywające na stacji ISS będą musiały mieć się na baczności i pozostawać w trakcie większej aktywności Słońca poza bezpośrednim jego działaniem.
Na Ziemi spore kłopoty możemy mieć z energetyką. Tak jak wspomniałem na początku artykułu, odkrycie Faradaya wyjaśnia mechanizm kłopotów, które mogą mieć miejsce i nie są to tylko teoretyczne obawy wyssane z palca. Pierwsze problemy przysporzone przez Słońce odnotowane zostały już w XIX wieku, gdy podczas burzy magnetycznej na Słońcu telegrafiści z powodu wyładowań elektrycznych w kablach nie mogli wykonywać swojej pracy. W marcu 1940, podczas kolejnej burzy magnetycznej, w kablu na dnie Atlantyku zmierzono zaindukowane napięcie w wysokości 2600V.
Jednak, jak dotąd, najważniejsze dla ludzkości wydarzenie związane z aktywnością słoneczną miało miejsce w 1989r. 9 marca astronomowie pracujący w Kitt Peak w Arizonie zaobserwowali niezwykle silny rozbłysk słoneczny. W atmosferę ziemską uderzyła potężna dawka promieniowania ultrafioletowego oraz rentgenowskiego. Następnego dnia jeszcze większa erupcja wyrzuciła w przestrzeń kosmiczną chmurę gazów, 35. krotnie przewyższającą rozmiary Ziemi. Gaz poruszał się z prędkością 2mln km/h i 13 marca dotarł do Ziemi. Pojawiły się spektakularne zorze polarne w miejscach, gdzie nigdy nie występowały. Ludzie, którzy nie bardzo wiedzieli, jak taka zorza wygląda, obawiali się, że nastąpił wybuch lub atak nuklearny. Chmura plazmy wiła się i kręciła w atmosferze około 100 km nad powierzchnią Ziemi. Pod obszarami USA, UK, krajów skandynawskich oraz Kanady zaindukowały się w skorupie ziemskiej ogromne prądy, które szukały jakiegokolwiek elektrycznie łatwego ujścia. Takie ujście zostało znalezione w Kanadzie, w prowincji Quebec, która posiada bardzo długie linie przesyłowe. O godzinie 2 w nocy czasu kanadyjskiego nastąpiła pierwsza awaria. Zaindukowane ogromne prądy zniszczyły na podstacji nr 12 w miejscowości Chibougamau stały kondensator korygujący. Brak tego zabezpieczenia wytworzył najpierw wahanie mocy, a później jej spadek w 735kV sieci przesyłowej La Grande. Dwie sekundy później spalił się drugi kondensator, a w chwilę później spaliły się kolejne w odległych o 150km stacjach Albanel i Nemiskau. W ciągu minuty Quebec stracił połowę system energetycznego, zamknięto kilka portów lotniczych, całe miasta z kilkoma milionami mieszkańców pogrążyły się w ciemnościach. Awaria trwała 9 godzin i spowodowała straty 3…6 miliardów dolarów.
Problem nie dotyczył jednak tylko Kanady. W USA tylko w jednym stanie jeden z zakładów energetycznych stracił 10 z 24 kondensatorów, na szczęście jednak sieć wytrzymała. W północno–wschodniej części USA kilkukrotnie wstrzymywano produkcję układów scalonych, ponieważ zakłócenia jonosferyczne powodowały produkcje uszkodzonych półprzewodników.
Wystąpiły kłopoty w łączności z satelitami, a niektóre z nich, wykorzystujące ziemskie pole magnetyczne jako punkt odniesienia, zaczęły obracać się o 180 stopni.
Ponadto amerykańskie dowództwo Wojsk Kosmicznych musiało przeprogramować orbity około 1300 satelitów (!!!), gdy rozdęta podgrzaniem wysokoenergetycznymi cząsteczkami atmosfera Ziemi powiększyła się i zaczęła hamować niektóre z nich.
To wszystko działo się w 1989 roku, gdy po orbicie Ziemi krążyło około stu satelitów telekomunikacyjnych. W chwili obecnej, czyli tuż przed kolejnym szczytem mamy ich prawie 400.
Coraz bardziej uzależniamy się od technologii i jeśli na Słońcu pójdzie coś naprawdę nie tak, możemy mieć bardzo duże kłopoty.
Ale, czas po prostu pokaże, jak przetrwamy ten cykl 🙂
Źródła:
“Słońce” autorstwa David’a Whitehouse