Oto wygrzebany z moich archiwów artykuł, jaki spłodziłem dla nieistniejącego już serwisu radioam.net w dniu 15.08.2001 r. – czyli już kawałek temu 🙂
Kilka dni temu minęła okrągła, dziesiąta rocznica zawalenia się masztu w Gąbinie. Zapraszamy do lektury artykułu o polskich nadajnikach długofalowych dla Programu I Polskiego Radia.
RASZYN
Pierwszą stację nadawczą (nadajnik i maszty) Programu I PR wybudowano w Raszynie pod koniec 1930 r. Wykonawcą samych dwóch 200-tu metrowych masztów była fabryka Cegielskiego z Poznania a realizacja zamówienia trwała 6 miesięcy. Maszty nie były jednak promiennikami, lecz służyły do zaczepienia na ich wierzchołkach 280. metrowej anteny typu “T”. Była to najwyżej zawieszona antena na świecie, a Program I PR był najsilniejszą stacją długofalową w Europie i jedną z najsilniejszych na świecie. Nadajnik lampowy był zamontowany pod nadzorem specjalistów ze znanej firmy Marconi.
Od 4 stycznia 1931 r. radiostacja nadawała sygnał testowy z połową mocy nominalnej, 7 lutego wyemitowano próbną audycję, natomiast od 14 lutego 1931 r. rozpoczęto regularną emisję na 1339,3 m z mocą 120 kW. Oficjalne otwarcie radiostacji odbyło się bez większych uroczystości 24 maja 1931 r.
Pomimo niewielkiej mocy nadawczej program odbierano na terenie całej Polski i to za pomocą bardzo prostych odbiorników detektorowych nie posiadających własnego zasilania (odbiorniki te prąd potrzebny do działania i zasilenia słuchawek sygnałem akustycznym pobierały z … powietrza, wykorzystując energię w.cz. transmitowaną przez nadajnik i wyfiltrowywaną w obwodzie rezonansowym nastrojonym na wymaganą częstotliwość odbiorczą). Postępująca elektryfikacja i industrializacja państwa, a także pojawienie się wielu europejskich stacji nadawczych spowodowało, że sygnał o dotychczasowej mocy zaczął być coraz mocniej zakłócany i jego odbiór stawał się coraz trudniejszy. Dlatego w 1938 r. podjęto decyzję o wymianie nadajnika na silniejszy. Zaplanowano jego rozbudowę i osiągnięcie mocy 600 kW. Gdyby projekt doczekał się realizacji, byłaby to najsilniejsza radiostacja na Ziemi. Prace konstrukcyjne przerwał wybuch II wojny światowej. 6 września 1939 r. nadajnik został zniszczony, a jeden z masztów wysadzony w powietrze przez wycofujące się polskie wojsko.
W 1945 r. przystąpiono do odbudowy Raszyna. Polsce został przekazany z wielką pompą od ZSRR nadajnik o mocy zaledwie 50 kW. Oczywiście tajemnicą pozostawało to, że był to … nasz własny przedwojenny średniofalowy nadajnik zrabowany przez Sowietów na początku wojny (!).
Adaptacja i uruchomienie nadajnika trwały 5 miesięcy. Oficjalne otwarcie nastąpiło w 1945 r. Nadawano na falach średnich o długości 522 m a następnie 395,5 m. To tymczasowe rozwiązanie zostało zastąpione w 1949 roku przez nadajnik długofalowy dużej mocy (200 kW). Anteną był stalowy maszt kratownicowy o wysokości 355 m., będący wówczas najwyższą konstrukcją w Europie. W 1958 r. zadecydowano o zwiększeniu mocy do 500 kW. Osiągnięto to przez dobudowanie do istniejącego nadajnika drugiego, o mocy 300 kW. Oba nadajniki pracowały wspólnie do grudnia 1992 r. Zastąpiono je przez nowoczesny nadajnik firmy Asea Brown.
GĄBIN
W 1971 r. pomiary przeprowadzone przez PIR (Państwową Inspekcję Radiową) wykazały, że zaledwie 72 % ludności PRL mieszka w strefie dobrego odbioru Programu I PR. Jednak już kilka lat wcześniej podjęto decyzję o budowie nowego nadajnika i masztu nadawczego. Wybór padł na Konstantynów koło Gąbina. Był to centralny punkt naszego kraju. Takie usytuowanie nadajnika zapewniało równomierne pokrycie powierzchni Polski sygnałem radiowym. Ze względu na znany efekt wzajemnego znoszenia się fali przyziemnej z odbitą od jonosfery postanowiono wybudować maszt o wysokości 1/2 fali, tj. 646 m. Tak wysoka konstrukcja gwarantowała przeniesienie “martwych” obszarów wynikających z interferencji daleko poza granice państwa.
Budowę centrum nadawczego rozpoczęto w 1970 r. Sam maszt budowano od 1972 r. do 18 maja 1974 r., kiedy osiągnął ostateczną wysokość. Oficjalne i uroczyste otwarcie nastąpiło już 30 lipca 1974 r. Nadajniki skonstruowała szwajcarska firma Brown Boveri, projekt radiostacji wykonało Biuro Studiów i Projektów Radia i Telewizji, natomiast maszt nadawczy został wzniesiony przez Mostostal Zabrze. Konstrukcja składała się z 86 stalowych segmentów o trójkątnym przekroju. Maszt osadzony został na trzech porcelanowych izolatorach o wysokości ok. 2m i ważył około 420 ton (!). W pozycji pionowej podtrzymywany był przez pięć pięter odciągów wykonanych ze stalowej liny o średnicy 5 cm. W celu zapobieżenia indukcji, strat mocy i zniekształceniom charakterystyki promieniowania odciągi poprzedzielane były przez izolatory. Nadajniki promieniowały mocą ok. 2000 kW (2 MW!!!). Pomiary dokonane przez PIR wykazały na powierzchni 97% kraju odbiór sygnału o bardzo dobrym natężeniu, zapewniającym czysty odbiór.
Przy odpowiednich warunkach w porze nocnej Program I PR słyszany był w całej Europie, północnej części Afryki, a czasami na obszarze całego globu.
Na zdjęciach: Jerzy Jędrzejkiewicz, student PW, odbywający praktykę w Gąbińskim ośrodku. (sierpień 1984 r.)
8 sierpnia 1991 r., godz. 18:00
Z powodu błędu popełnionego podczas wymiany jednej z lin podtrzymujących maszt cała konstrukcja runęła. Trzask, łomot i w kilkanaście sekund wszystko leżało na ziemi. Niektórzy porównywali to z trzęsieniem ziemi. Maszt załamał się i zwinął, wbijając czubek tuż koło swojej podstawy.
Cud sprawił, że nikomu nic się nie stało. Robotnicy zdążyli wcześniej zjechać windą (pół godziny jazdy) na ziemię. “Jedynka” nie zamilkła, bo i tak z powodu remontu masztu od kilku tygodni emitowana była przez stare i słabsze nadajniki z Raszyna.
Kto zawinił? Mostostal Zabrze, który stawiał i konserwował potem maszt. Na ławie oskarżonych zasiadły trzy osoby: kierownik budowy, szef ds. technicznych i szef jednego z zarządów Mostostalu. Za nieumyślne spowodowanie katastrofy sąd skazał pierwszego z nich na 2,5 roku pozbawienia wolności, dwóch pozostałych na dwa lata. Wszystkie wyroki w zawieszeniu.
Problemy z odbudową masztu w Gąbinie – fale radiowe szkodzą, czy nie???
Wszyscy żałowali, że maszt upadł, ale byli i tacy, którym to było na rękę – komercyjne stacje radiowe właśnie wkraczały na polski rynek. Przyroda nie znosi pustki. Zapewne fakt, że “Jedynka” nie dochodziła do ponad 30 proc. terytorium kraju, umożliwił tak szybki rozwój komercyjnych rozgłośni – mówi Krzysztof Michalski, były prezes Polskiego Radia.
Zaczęto przygotowania do odbudowy gąbińskiego masztu.
Zgodził się na to rząd w specjalnej uchwale, a Sejm przyjął ustawę, zobowiązującą Telekomunikację Polską do postawienia nowego kolosa. Sprawą zainteresował się ówczesny prezydent Lech Wałęsa; rząd Jana Olszewskiego powołał specjalny zespół, podpisano umowy z wykonawcami. Nic to nie dało. Mieszkańcy Gąbina i okolic rozpoczęli wielką kampanię, protestując przeciwko takim planom. – Fale radiowe szkodzą naszemu zdrowiu – oświadczyli.
Przez prasę przetoczyła się fala dyskusji pod hasłem: “Szkodzą czy nie szkodzą”. Polskie Radio podjęło próbę przekonania mieszkańców, że nic im nie grozi. Zamówiono kosztowne badania u specjalistów. Po dwóch latach eksperci stwierdzili: “W stanie zdrowia ludności nie stwierdza się odchyleń, które mogłyby mieć związek z działaniem pola elektromagnetycznego emitowanego przez Radiowe Centrum Nadawcze w Konstantynowie”. Ale nikogo to nie przekonało. Mieszkańcy zagrozili blokadą dróg i strajkiem. Do sądu zaskarżyli decyzję wojewody płockiego, który wyraził zgodę na odbudowę masztu. Postawili na swoim. Naczelny Sąd Administracyjny przyznał im rację (decyzja wojewody była podjęta według starego prawa budowlanego, a NSA uznał, że powinna być zgodna z nowymi przepisami).
Prezes ówczesnego Polskiego Radia, pan Krzysztof Michalski rozpoczął rajd po gabinetach ministra obrony, szefa Sztabu Generalnego, ministra rolnictwa. Osobiście sprawdzał kilkanaście propozycji. Do sali gimnastycznej w Ruskim Brodzie (ówczesne woj. radomskie) na spotkanie z mieszkańcami przywiózł m.in. popularnego dziennikarza Tadeusza Sznuka. Powitały ich transparenty z napisami “Śmierć!”.
Znaleziono wysokie hałdy kopalni Bełchatów w gminie Kamieńsk. Wysokie położenie miało poprawić zasięg masztu. Wstępne oceny rzeczoznawców Ministerstwa Ochrony Środowiska były korzystne – centrum nadawcze nikomu nie zagrozi. Ale mieszkańcy okolicznych wsi nie dali się przekonać. Zebrali kilka tysięcy podpisów pod listem protestacyjnym, który przygotowała miejscowa “Solidarność”.
Udało się dopiero na poligonie bombowym w Solcu Kujawskim koło Bydgoszczy.
SOLEC KUJAWSKI
Maszt w końcu stanął, niewielki i w Solcu Kujawskim. Nikt dziś nie zaprząta sobie głowy myślami, że wysokością konstrukcji po wielu latach przestaniemy wieść prym w Europie. Każdy się cieszy, że “Jedynka” po prostu będzie.
Pomogło Radio Maryja
Dlaczego mieszkańcy piętnastotysięcznego miasteczka nie wpadli w panikę z powodu “elektromagnetycznego smogu”? Maszt z jednej strony będzie wysyłał programy radiowe w świat, z drugiej przynosił pieniądze – mówił prasie burmistrz miasteczka Antoni Nawrocki. Oczywiście, nie obyło się bez protestów. Na budynku “Solidarności” zawisł nawet transparent z napisem “Nie damy uśmiercić Solca”. Nie chciano toczyć wojny z mieszkańcami, więc zorganizowano referendum. Przesądziło sprawę – 66,7 proc. mieszkańców była za.
By osiągnąć tak dobry wynik, Krzysztof Michalski musiał się nieźle napracować. Do miasteczka zwoził naukowców od fizyki i medycyny. Profesor Zbigniew Wronkowski, onkolog, prostował plotki o zwiększonej zachorowalności na raka z powodu promieniowania fal radiowych. Prof. Krzysztof Dołowy, fizyk, wyjaśniał działanie nadajników. Trzeba było przekonać nawet naukowców z Torunia, że ich radioteleskop (urządzenie umożliwiające obserwację nieba za pomocą fal radiowych) nadal będzie funkcjonował bez żadnych zakłóceń.
Budowę masztu wsparło nawet Radio Maryja. Dzień przed referendum o. Tadeusz Rydzyk zgodził się wyemitować godzinną audycję, w której do masztu przekonywał m.in. prymas Polski kardynał Józef Glemp. – Kto wie, czy ta audycja nie zdecydowała o naszym sukcesie – zastanawia się Michalski.
Więcej kiosków z piwem
Mieszkańców Solca przekonały też zapewne zobowiązania radia, które postanowiło ofiarować gminie 3,5 mln zł na inwestycje związane ze służbą zdrowia oraz sportem. Przychodnię rejonową wyposażono w sprzęt rentgenowski, a miejscowi dostali pierwszeństwo przy zatrudnieniu w budowie dróg dojazdowych i wykonaniu linii energetycznych. Radio zapewniło, że zadba o promocję miasteczka.
Wkrótce w siedzibie samorządu gminnego wyłożono księgę życzeń, do której mieszkańcy wpisywali, gdzie powinny trafić “radiowe” pieniądze. Niektórzy chcieli halę sportową z basenem, inni fabrykę, by znaleźć w niej pracę, jeszcze inni mieszkania. Byli też tacy, którzy nic nie wpisali, ale oczekiwania mieli bardzo konkretne. – Ja to bym chciał, aby na każdym rogu stał kiosk z piwem i by zasiłek dla bezrobotnych był trzy razy wyższy – wyznał jednej z gazet pewien mieszkaniec Solca.
Opis techniczny Radiowego Centrum Nadawczego w Solcu.
Projektantem RCN było PR oraz Politechnika Wrocławska. Jako cel postawiono sobie zapewnienie poprawnego odbioru programu na terenie całego kraju oraz bliskiej zagranicy. W nocy nadajnik miał pokrywać swoim zasięgiem większą część Europy. Wymogiem była także możliwość łatwego przejścia na nadawanie w systemie cyfrowym.
Za 50 mln złotych rozpoczęto budowę centrum nadawczego. W części sfinansował ją budżet państwa (10 mln zł), a resztę opłacili słuchacze, płacąc abonament radiowo-telewizyjny. Pierwsza audycja popłynęła w eter w dniu 04.09.1999 r. Na uroczystym otwarciu był Prezydent RP, Kardynał J. Glemp, odznaczonych zostało wiele osób zasłużonych dla uruchomienia RCN w Solcu.
Ponieważ Solec Kujawski nie leży w centrum Polski, zadecydowano o budowie dwóch sfazowanych, uziemionych (!) masztów nadawczych 330 i 289 metrów, oddalonych od siebie o 330 metrów. Takie rozwiązanie zapewniło odpowiednie ukształtowanie charakterystyki wypadkowej systemu antenowego, zapewniającego równomierne rozprzestrzenianie się sygnału po powierzchni kraju. Kierunek maksymalnego promieniowania ustalono na Przemyśl – Lubaczów. Maszty wzniesione zostały przez specjalistów z Chorwacji. Budowę rozpoczęto w grudniu 1998 r., a ukończono 30 czerwca 1999 r. Każdy z nich otrzymał po pięć pięter odciągów o grubości 5 cm. Do każdego masztu zostało podłączonych po 120 przeciwwag, zakopanych kilkadziesiąt centymetrów pod ziemią. Zasilanie masztów energią w.cz. zbocznikowane zostało za pośrednictwem przedostatniego poziomu odciągów, przez co umożliwiono uziemienie całej konstrukcji łącznie z fundamentami, tworząc zarazem tzw. parasol odgromowy.
Sam nadajnik zaprojektowany i wykonany został przez firmę Thomcast. Urządzenie składa się z trzech bloków po 400 kW połączonych razem za pośrednictwem specjalnego sumatora. Taki układ posiada praktyczną moc ciągłą ok. 1000 kW. Każdy blok (400kW) zawiera 256 modułów małych nadajniczków po ok. 2 kW każdy, zbudowanych na bazie tranzystorów mocy MOSFET.
Na zdjęciu: Tak wygląda jeden z 768 modułów wzmacniacza mocy zamontowanych w nadajnikach RCN. Prezentują go soleczczanie, którzy znaleźli nową, dobrze płatną pracę: Jerzy Chęciński i Dariusz Czerwiński.
Ciekawostką jest sposób sterowania modułami. Są one załączane są w takt modulowania sygnałem m.cz., a sterowanie odbywa się światłowodami za pomocą specjalnego komputera. Aby zapewnić równomierny rozkład ciepła w nadajniku, zastosowano opatentowany system rotacyjnej wymiany pracujących modułów o częstotliwości 60 kHz (!). Poszczególne moduły zasilane są napięciem około 330 V (lampy w Gąbinie miały podawane na anody po 15 kV). Do RCN doprowadzono dwie niezależne linie zasilające 15 kV. Nadajnik jest łatwy w serwisowaniu. Naprawy polegają na wymienianiu uszkodzonych modułów z tranzystorami MOSFET. Naprawa trwa szybko i może być przeprowadzona podczas pracy nadajnika. Awaria jednego czy nawet kilkudziesięciu modułów powoduje jedynie zmniejszenie poziomu mocy wyjściowej w.cz. Cały układ ma sprawność około 90%.
Reakcja mieszkańców Gąbina na przeniesienie RCN do Solca.
Mieszkańcy z okolic Gąbina nie żałują, że pieniądze nie trafią do ich gminy i nadal nie są przekonani do masztu. – Nie wszystko można za pieniądze kupić. Ani zdrowia, ani życia się nie kupi – mówi Janusz Kiełbasa ze Stowarzyszenia Ochrony Życia Ludzi przy Najwyższym Maszcie Europy.
Zalety fal długich.
Zaletą fal długich jest możliwość odbioru programu na jednej tylko częstotliwości na dużym obszarze. Na przykład, jadąc po całym kraju nie musimy co kilkadziesiąt kilometrów kręcić gałką w radioodbiorniku, bo wszędzie “Jedynka” jest obierana na częstotliwości 225 kHz. Inaczej jest ze stacjami nadającymi na falach UKF – by były słyszane na dużym obszarze, muszą mieć co najmniej kilka częstotliwości i w rezultacie trudniej je odnaleźć. Długie fale mają też jeszcze jeden plus – odbiera je praktycznie każdy odbiornik, nawet bez anteny.
Mają jednocześnie poważną wadę – są wyłącznie monofoniczne. – I dlatego dla melomanów nadawana w ten sposób muzyka koncertowa nie nadaje się do słuchania. Problem ten rozwiąże w przyszłości cyfryzacja. Sprzęt zamontowany w Solcu Kujawskim będzie można zmodyfikować, co umożliwi przejście z emisji analogowej na cyfrową. Poprawi to jakość dźwięku i zwiększy liczbę przekazywanych informacji oraz dodatkowych usług, podobnie jak w telewizji cyfrowej. Wówczas “Jedynka” będzie miała i duży zasięg, i będzie stereofoniczna. Najpierw jednak międzynarodowe organizacje muszą ustalić częstotliwości dla tych fal, by zapobiec bałaganowi w eterze.
Materiały zebrał i artykuł opublikował Paweł F. Rożenek 🙂
Żródła:
[1] Świat Radio Listopad 1999
[2] Rzeczpospolita z 04.09.1999 r.